/jedzenie_i_picie/jedzenie/Cookie_cursor.cur

poniedziałek, 24 czerwca 2013

To chyba tyle na dobry początek...

PRZEPRASZAM

W tym momencie zakończy się moja "kariera" z pisaniem. Nie mam już na tyle wolnego czasu i chęci, aby kontynuować tego bloga. Cieszę się, że mogłam liczyć na wiernych, myślę, czytelników. Nie sądziłam, że osiągnę taki sukces w tak krótkim czasie. Dziękuję za opinie i wierną krytykę ze strony moich koleżanek. Może w przyszłości ujrzycie na półce, schowaną za stertą lepszych lektur malutką książeczkę o tytule "Food Cake". Jeśli jesteście niezadowoleni z mojego postępowania, z wielką chęcią podzielę się z Wami dalszymi przygodami i niespodziankami Olgi, jej brata, Blake i całej drużyny, która wiernie towarzyszyła mi w pisaniu kolejnych rozdziałów. W komentarzach lub na maila (podanego niżej) możecie podać kontakt e-mail, dzięki któremu zapoznam Was z dalszymi poczynaniami w formie takich o to rozdziałów. Z góry dziękuję i przepraszam.

McDusia Pisze
E-mail: mcdusia03@gmail.com

czwartek, 30 maja 2013

Rozdział 12

Niestety domek był już zajęty przez bawiące się w nim małolaty. To był jej ostatni pomysł na kryjówkę. Teraz nie wiedziała komu może ufać. Zobaczyła, że jej brat powoli odzyskuje przytomność. Cieszyła się, ale jednocześnie czuła niepokój, że zawiedzie skrzata w takim ważnym momencie w ich życiu. Postanowiła zdać się na mało pomysłowe rozwiązanie. W mieście był drugi plac zabaw wraz z domkiem. Może nie najlepszej jakości, ale to było jedyne miejsce gdzie mogła obmyślić dalszy plan. Z kłopotem zawróciła i udała się w kierunku placu zabaw. Niestety, aby się tak dostać należy iść wzdłuż ruchliwej ulicy. Spotkałoby się to z krzywym patrzeniem innych ludzi. Ale nie miała innego wyboru. Musiała się poświęcić dla siebie i dla brata. Kiedy opuściła teren parku z wielką niechęcią udała się w stronę ulicy. Po drodze wyobrażała sobie co myślą o niej ludzie. "Taka młoda, a już ma bachora", "Upiła dziecko i udaje dobrą opiekunkę". Z tym upiciem to dlatego, bo skrzat faktycznie wyglądał jakby przez kilka dni był na kacu. Kiedy byli w połowie drogi minął ich czarny Lexus. Z przodu siedziało dwóch ludzi. Z tyłu były przyciemniane szyby, więc nie mogła dostrzec nikogo. Pasażerowie auta zgodnie wodzili za nią wzrokiem do momentu zakrętu. Olgę przeszył nie miły dreszcz. A jeśli to Blood People, pomyślała. Postanowiła przyspieszyć. Już po dziesięciu minutach od tamtego zdarzenia była na placu zabaw. Tym razem domek był pusty, tak jak cała okolica. Odetchnęła z ulgą, bo w końcu jest sama z bratem. Piasek niestety nie pozwolił na swobodne dotarcie wózkiem do domku. Musiała sobie jakoś sama poradzić. Wzięła skrzata na ręce i szybko zaniosła go do kryjówki. Był na prawdę ciężki. Kiedy już wszystko się ułoży, ograniczy mu chipsów, coli i całej reszty sztucznych kalorii. Następnie wróciła po wózek kiedy chciała go złożyć coś ukuło ją w palec. Jak podniosła rękę zobaczyła, że sączy jej się krew. Na szczęście w spodniach miała jakąś chusteczkę, więc owinęła nią palec. Okazało się, że między materiałem a metalowym szkieletem wózka był mały nożyk, którego nie dawno uporczywie szukała jej mama. No właśnie, mama... Czy można ją tak nazwać? Postanowiła zostawić to na później. Usłyszała swojego brata, który powoli dochodził do siebie. Podbiegła do niego. Kiedy już do niego dotarła zobaczyła, że skrzat jest blady i wygląda jakby miał za chwilę zwymiotować. Miała rację. Odwróciła go na brzuch i młody wymiotował zwisając, prawie że, głową w dół po za domek. Postanowiła poklepać go po plecach, aby ułatwić mu sprawę i nagle poczuła coś pod swoimi palcami. Niestety to coś znajdowało się pod bluzką jej brata. Kiedy ją podwinęła przypomniała sobie filmy z podróżnikami kiedy to ludzie z innej cywilizacji dla upiększenia swojego ciała wszczepiali sobie małe implanty pod skórę. Nie przypominała sobie, aby jej bratu podobał się taki środek upiększający, wręcz przeciwnie, gardził nim. Zaczęła dotykać te miejsce, aby wyczuć coś. Po dłuższym przebadaniu uświadomiła sobie, że to coś pod skórą ma kształt malutkiego kwadratu. Przyszło jej do głowy, że to może być nadajnik z systemem nawigacyjnym GPS. Czyli to jednak byli ludzie z sekty... Szybko wzięła dopiero co znaleziony nóż i z wielkim obrzydzeniem i strachem postanowiła wydłubać nadajnik. Zrobiła małe nacięcie koło wypukłości i usłyszała głuchy jęk swojego brata. Spokojnie wytłumaczyła mu swoje zamiary i powiedziała, że to konieczne, aby Blood People się od nich odczepili. Z wielką niechęcią zgodził się na zabieg. Bolesny, ale ważny dla nich. Przedłużyła nacięcie i naciskała wokół wybrzuszenia aby wycisnąć nadajnik. Po wielkim cierpieniu udało jej się. Szybko zgniotła go kamieniem i daleko wyrzuciła. Zdjęła chusteczkę z palca i przyłożyła ją swojemu bratu na ranę. Na szczęście nie krwawiło tak mocno jak przypuszczała. Skrzat był spięty i to pewnie dlatego. Chciała na chwilę wyjść z domku, aby podnieść kocyk, który wypadł z wózka, aby okryć nim brata. Kiedy opuściła go przed sobą ujrzała wysoką postać.

                                                          Czy to Blood People...
Koniec rozdziału 12

sobota, 25 maja 2013

Rozdział 11

Kiedy tak razem szli, zastanawiała się gdzie pójdą. Jak będą chcieli zostać w domu, Blood People łatwo ich znajdą, a jak w szpitalu może to się jeszcze gorzej skończyć. Nie potrafiła dopuścić do siebie informacji, że jej matka jest w sekcie. Pewnie większość ludzi, z którymi miała do czynienia w trakcie trwania śledztwa również są Blood People. Miała tego dosyć ale nie mogła się poddać i dać się złapać przez tych ludzi. Wolała cierpieć niż udowodnić, że jest tchórzem. Miała nadzieję, że to się jak najszybciej skończy.
Razem z bratem postanowili, że wejdą na chwilę do domu, zabiorą swoje rzeczy i poszukają sobie tymczasowego schronienia. Mogą pójść do jakiejś ciotki, ale ona pewnie też należy do sekty, ponieważ za czasów jej mamy, ciotki, ojca Blake'a i całej reszty była ona bardzo modna i większość pozostała jej wierna do końca. Ale co tak bardzo musiało ich skłonić do chęci zabicia córki ich koleżanki. I ją samą.
Kiedy dotarli przed dom, Olga musiała ostrożnie przyglądać się czy ktoś ich nie śledzi, czy też na nich nie czyha gdzieś za rogiem. Na szczęście nikogo takiego nie zauważyła. Powoli zaczęła iść w stronę drzwi. Skrzat szedł posłusznie za nią. Nagle usłyszała za swoimi plecami krzyk i poczuła szarpnięcie z tyłu. Odwróciła się i zobaczyła leżącego za sobą brata. Instynktownie pochyliła się, aby nie trafił w nią zamaskowany mężczyzna bądź kobieta. Na szczęście szybko odjechali. Olga zaczęła budzić swojego brata, ale bezskutecznie. Odwróciła go na brzuch, aby zobaczyć co go trafiło w plecy. Dziewczyna była pod wrażeniem, bo spodziewała się pocisku. Niestety było gorzej. Wolałaby pocisk, ale to była strzałka prawdopodobnie z chloroformem, który jest specjalnością Blood People. Prawdopodobnie została wystrzelona z dmuchawki. Chciała ją wyciągnąć. W tym momencie zamiast strzałki, która została w ciele skrzata, wyciągnęła karteczkę, która w niej była. Był to liścik do Olgi.
                                                 ________________________________________________
                                                    Olga, jeszcze się policzymy. 
                                                                                Mama      
                                                _________________________________________________

Dziewczyna przeraziła się. Jej matka otruła własnego syna, po to aby powiedzieć jej, że się z nią policzy. Postanowiła szybko zrobić coś z raną skrzata, aby nie skończyło się to śmiercią. Pobiegła do domu wzięła apteczkę i laptopa, aby znaleźć informacje "co robić po zatruciu chloroformem". Niestety wszystkie porady dotyczyły szpitala. Olga załamała się. W ostatniej chwili znalazła na cudownej stronie co trzeba zrobić. Wszystkie polecenia wykonała krok po kroku. Najgorsze było to, że nadal nie mają schronienia, a w domu nie mogą przebywać, ponieważ sekciarze znają już ich miejsce pobytu. Postanowiła udać się do parku. Jest tam mały plac zabaw z domkiem, w którym się ukryją. Wszystko było by dobrze, gdyby nie fakt, że nie zdoła skrzata przenieść na rękach do parku, który jest pięćset metrów od ich miejsca zamieszkania. Przypomniała sobie, że ma duży wózek dla lalek, w którym nie dawno woziła brata na jego prośbę. Szybko wyjęła go z szafy w przedpokoju, wpakowała tam brata i jak najszybciej udała się do parku. Po drodze na szczęście nikogo nie spotkała. Musiała się ciągle oglądać, czy nikt ich nie śledzi. Po paru minutach dotarła do parku. Udała się na plac zabaw, lecz tam czekała na ich nie miła niespodzianka.

                                                     Czy plac zabaw to dobra kryjówka...
Koniec rozdziału 11

piątek, 17 maja 2013

Rozdział 10

Olga długo nie mogła pozbierać się po informacji od reportera. Przecież jej matka nie jest taka. Niestety wszystko nie było tak. Przez to cholerne wyjście do kawiarni wali jej się całe życie. Czy jej mama byłaby w stanie otruć ją i doprowadzić do takiego stanu? Tego na prawdę nikt nie mógł zrozumieć, a najbardziej ona sama. Nagle zbiegło się do niej kilku lekarzy i pielęgniarki. Na sam widok zbliżającego się tłumu, dziewczyna zaczęła krzyczeć na cały głos. Już widziała jak wywożą ją do laboratorium zabijają, zabierają całą krew i Bóg wie co z nią robią. Na szczęście jej obawy nie przyniosły oczekiwanych skutków. Po prostu aparatura zaczęła szaleć z powodu skoku ciśnienia na wiadomość o jej matce. Następnie podano jej środek uspokajający i zostawiono ją samą. Niestety samotność nie trwała długo, ponieważ rozległo się pukanie do drzwi. Nie miała ochoty z nikim rozmawiać. Na złość osoba stojąca po drugiej stronie, prawdopodobnie młoda, bo stukanie było lekkie, ale bardzo natarczywe, nie planowała szybko odpuścić. Po długo wystukiwanym rytmie do sali wszedł nie oczekiwany przez nią gość, a mianowicie jej młodszy brat. Miał przerażoną minę prawdopodobnie na widok kabli i rurek z kroplówką do niej podłączonych. Jak szalony podbiegł do niej i zaczął szarpać się z kablami. Olga nie mogła go powstrzymać. Na szczęście była sama z nim więc spokojnie mogła do niego dotrzeć i wytłumaczyć mu wszystko bez osób trzecich. Kiedy się uspokoił, dziewczyna zapytała się go czemu tu przyszedł i dlaczego tak się zachował. On w nerwach zaczął jej mówić, żeby jak najszybciej uciekła z tego szpitala, bo nie będzie miała już więcej życia kiedy tu zostanie. Zareagował tak, ponieważ dokładnie znał plan działania i wiedział co się święci. Olga, jak nigdy w życiu, zaufała swojemu bratu i zaczęła odczepiać kroplówkę od wenflonu. Nim zajmie się później kiedy będzie na to czas. W trakcie pobytu w szpitalu zdążyła zauważyć wyjście ewakuacyjne, przy którym nikt specjalnie się nie kręcił. Wskazała drogę bratu, a sama szła za nim. Po drodze sięgnęła po jakiś wiszący na wieszaku płaszcz i kapelusz, aby nikt się nie zorientował, że ucieka ze szpitala. Na ogół grzeczna dziewczyna teraz niczym ninja zmierzała ku wyjściu. Na szczęście po drodze nikt ich nie zauważył. Ostrożnie przemierzyli schody prowadzące na dół. Kiedy znaleźli się na powietrzu poczuła ulgę, ale wiedziała, że to był dopiero początek jej ucieczki przed matką. W trakcie podążania do jakiegoś bezpiecznego miejsca, jej brat wytłumaczył jej o co chodzi z tym planem. Okazało się, że w latach 60-tych powstała sekta o nazwie "Blood People". Na początku miała ona inny charakter. Mieli oni pracować w szpitalach i nie poprawnie leczyć ludzi. Niestety to im nie wystarczało, więc postanowili "pobawić się" z najważniejszym płynem w ciele człowieka i wykorzystać go w niezidentyfikowany do tej pory sposób. Sekta ta do końca lat 90-tych liczyła sobie kilka siedzib w kraju i po za nim. Każda siedziba średnio przyjmowała w ciągu tych 30 lat około 10 000 ludzi. Niestety po śmierci założyciela zgromadzenie to rozpadło się. Zostały tylko trzy stałe miejsca praktykowania tych czynności. Dwie po za granicami państwa i ta jedna w okolicach jej zamieszkania. Prawdopodobnie pracownicy Food Cake należą do Blood People. Olga zrozumiała co się dzieje. Szkoda, że dopiero teraz, ale przynajmniej nie jest za późno na jakąkolwiek reakcję. Miała nadzieję, że jej matka to tylko przypadek i że nie ma z tym nic wspólnego.
         
                                                Czy mama Olgi należy do sekty...
Koniec rozdziału 10

niedziela, 5 maja 2013

Rozdział 9

Po dotarciu do szpitala lekarze przewieźli ją na noszach do sali segregacji pacjentów. Została podłączona jej kroplówka i wstrzyknięte kilka zastrzyków. Wiedziała, że będzie bolało, jednak przewyższyło to rozpacz i jednocześnie złość na mamę, której przy niej nie było. Pytała się przybywających do niej lekarzy i pielęgniarek czy jej nie widzieli. Niestety nikt nie mógł jej pomóc. Jak to możliwe, że nie wiedzą gdzie jest ich pracownik, osoba, z którą pracowali od dawna. A może specjalnie powiedziała lekarzom, żeby oni nie mówili Oldze gdzie jest. Po dłuższym rozmyślaniu usłyszała pukanie do drzwi. Miała nadzieję, że za nimi stoi mama z młodszym bratem. Jak się okazało, myliła się. Była to główna z pielęgniarek. Przedstawiła się jako "ciocia Erytka". Zdziwiło ją to pieszczotliwe przezwisko. Zastanawiała się skąd pomysł na taki pseudonim. Może ma na imię Edyta i lubi frytki, albo... W sumie to nie było ważne ale zastanawiała się nad tym długo. Postanowiła zapytać się jej czy zna jej mamę. Była kobietą w średnim wieku, pewnie pracuje tu już parę lat i powinna znać taką sympatyczną i miłą osobę. Zapytała się czy wie gdzie może znajdować się jej mama. Zobaczyła w oczach cioci Erytki, że bardzo dobrze zna odpowiedź na to pytanie. Ku jej przypuszczeniom zdziwiła się na odpowiedź. Powiedziała, że jej mama tu nie pracuje i nigdy nie pracowała. Poczuła silny ucisk w żołądku i gardle. Nie mogła dopuścić do siebie informacji, że jej własna, nadto troszcząca się, matka okłamała ją w tak bezczelny i okrutny sposób. Myślała, że zna swoją matkę jak nikogo innego. Niestety myliła się. Jak to możliwe, że wcześniej się nie domyśliła. To właściwie kim była? Co robiła przez ten cały czas "ciężkiej pracy", kiedy do późna nie było jej w domu? Kiedy zadawała sobie te pytania coraz gorsze przychodziły jej na myśl scenariusze. Nagle przypomniało jej się, że miała zapytać jaką substancją została obezwładniona. Tak jak wcześniej przypuszczał ratownik był to chloroform. Zmniejsza on sprawność umysłową i powoduje utratę przytomności. Zgadzało się to ze skutkami jakie odczuła. Halucynacje pewnie też mogły wystąpić, ale mimo tego szyld nie dawał jej spokoju. Kiedy pielęgniarka miała wyjść przypomniało jej się, że miała jeszcze zapytać o przezwisko. Ciocia uśmiechnęła się i powiedziała, że jest to skrót od erytrocytów, czyli krwinek czerwonych. Zdziwiła się, a wtedy pielęgniarka sprostowała, że to dlatego, iż jest główną oddziałową. Ta ostatnia informacja rozwiała wszelkie wątpliwości. Kiedy opuściła pomieszczenie została sama ze swoimi przemyśleniami. Była ciekawa jak długo zamierzają ją tu trzymać. Chciała już wrócić do domu, aby móc rozwalić się plackiem na kanapie, włączyć telewizor i... Właśnie przecież w jej kąciku był telewizor. Postanowiła zawołać pielęgniarkę, aby włączyła jej "telepudło". Udało jej się dostatecznie głośno krzyknąć, aby przywołać kobietę, która posłusznie podała jej pilota. Nacisnęła czerwony guzik i ekran zabłysnął kolorowymi obrazami. Był włączony kanał z bajkami, ale nie zamierzała oglądać głupich kreskówek. Postanowiła być dojrzała i przełączyła na wiadomości, aby dowiedzieć się co ze sprawą morderstw. Ukazany był park, który kojarzył jej się bardzo źle, bo z Monią, Blake'iem i ciastkami. Pewne miejsce między drzewami otoczone było żółto- czarnymi taśmami policyjnymi. Domyślała się co tam się stało, lecz postanowiła poczekać na recenzję reportera znajdującego się na miejscu. Tak samo jak poprzednie zbrodnie ciało było pozbawione krwi. To nie robiło na Oldze już żadnego wrażenia. Ale coś było nie tak. Przecież Blake z tatą i resztą facetów siedzą w więzieniu, więc to nie mogli być oni. Zatem ich towarzysz, a raczej zastępca jest na wolności. Następnie reporter powiedział, że na miejscu zbrodni została zatrzymana kobieta o nazwisku Marta B. O Mój Boże! Przecież to matka Olgi. Opis zgadzał się z rzeczywistym wyglądem. Ale co ona tam robiła!

                                              Czy mama Olgi ma coś wspólnego z zabójstwem...
Koniec rozdziału 9

środa, 24 kwietnia 2013

Rozdział 8

Poczuła niesamowity ból w nogach od próby wydostania się stąd. Lecz za każdym razem kiedy bardziej się szarpała czuła się coraz słabsza. Oczy zaczęły zachodzić jej mgłą, w głowie wirował jej cały świat, a raczej to co miała przed oczami. Nie dawała rady, gdy nagle usłyszała głośne krzyki i stukot butów. Nie wiedziała co ma o tym myśleć. Może przyszła reszta wspólników, aby dokończyć dzieło. Chciała, aby cały ten koszmar jak najszybciej się skończył. Nie przeczyła, że wolałaby nawet śmierć. Na szczęście nie czekała ją prędko, bo słyszała: Stać policja!, Nie ruszaj się!, Gdzie jest dziewczyna?!. Poczuła ulgę, że ktoś w końcu uwolni ją od tych rurek, pojemników i tego przerażającego pomieszczenia. Ktoś złapał za klamkę i ostrożnie otworzył drzwi. Musiała zamknąć oczy, bo wpadło mnóstwo światła, które ją oślepiło. Prawdopodobnie było południe, ale nie wiedziała, którego dnia. Szybko podbiegł do niej funkcjonariusz policji z grupą ratowników medycznych. Miała strach w oczach, bo wiedziała jaki ból sprawi jej wyjęcie rurek z nogi. W tym ciemnym pomieszczeniu, teraz przepełnionym światłem znajdowało się bardzo dużo ludzi. Każdy wypełniał swoje zadanie. Nagle poczuła niewyobrażalny ból kostki. Jeden z lekarzy prawdopodobnie uwolnił jej nogę od przerażającej maszyny, która pobierała jej krew. Nie mogła się powstrzymać od krzyku. Prawdopodobnie było ją słychać na zewnątrz budynku, w którym się znajdowała. Po uwolnieniu jej przegubów i kostek od taśmy, lekarze położyli ją na noszach i zanieśli ją do karetki. Przed domem, w którym się znajdowała ujrzała radiowozy policyjne. W nich znajdowali się: Blake, jego tata, dwóch kelnerów z Food Cake i nieznany jej mężczyzna. Wszyscy patrzyli się na nią ze złością i chęcią zemsty. Na szczęście nie musiała długo na nich patrzeć, bo lekarze sprawnie włożyli ją do karetki. W ambulansie zauważyła, że na nodze ma zawiązany bandaż, zabezpieczający przed dużą utratą krwi. Lekarze poinformowali ją, że jadą do szpitala. Oczywiście najszybszą możliwą drogą była droga koło Food Cake. Spojrzała przez okno w stronę kawiarni i coś ją zaniepokoiło. Szyld, który był wywieszony, wtedy gdy szła pierwszy raz z Monią brzmiał "Food Cake". Teraz, gdy przejeżdżali wyglądał zupełnie inaczej. Nie był taki elegancki jak na początku. Wyglądał na stary, zniszczony i tak jakby zupełnie nie pasował do miejsca, którym był. Najdziwniejsze było jednak to, że ten szyld zmienił nazwę. Nie chodziło tu o samą zmianę tylko o treść, która w tym czasie była bardzo podejrzana szczególnie w tym miejscu. Brzmiał on "Blood Cake". Przerażona tym co zobaczyła dla pewności zapytała lekarza, który siedział obok niej, czy on też widzi nowy szyld na kawiarni. Niestety zanim zdążył się odwrócić, kafejka pozostała daleko w tyle. Pomyślała sobie, że może przewidziało jej się po tych zastrzykach. A właściwie co ona dostała? Zapytała lekarza, a on powiedział jej, że to prawdopodobnie chloroform, ale większą pewność będzie miał dopiero po dokładniejszym zbadaniu w szpitalu. Zastanawiała się kto zadzwonił na policję i karetkę, skoro nikogo po za nią ratownikami, policjantami i "katami" nie było. Przecież jeśli byłaby to mama to sama przyjechałaby jako lekarz, aby uratować swoją córkę. Niestety jej tu nie było. Ponownie zapytała lekarza kto po nich zadzwonił. On odpowiedział, że to przecież ona sama po nich zadzwoniła, a właściwie puściła sygnał. Nie przypominała sobie, żeby po kogokolwiek dzwoniła. Nawet nie miała ze sobą telefonu. Może przez przypadek próbując uwolnić się nacisnęła jakiś przycisk. Ale gdzie musiał leżeć telefon? Może był pod nią. To nie było teraz najważniejsze. Ważniejszy był fakt, że jej mamy nie było z nią. Pewnie jest tak zapracowana, że nie ma czasu na zaopiekowanie się swoją córką. Lecz z tego co pamiętała ją stawiała zawsze na pierwszym miejscu. Musiało zdarzyć się coś złego, że nie mogła przyjechać karetką z resztą lekarzy.

                                            Czy jej mama specjalnie nie przyjechała...
Koniec rozdziału 8

poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Rozdział 7

Od razu po skończeniu pracy spróbowała dostać się na zaplecze. Jak się spodziewała wejścia pilnował szef. Przestraszyła się go, bo nienaturalnie stał i dziwnie się na nią patrzył. Olga czuła się bardzo skrępowana i chciała odejść, lecz coś ją powstrzymało. Może to była chęć przeciwstawienia się szefowi lub jego zasadom. Miała dość takiego traktowania, że kelner nie może wejść do kuchni i nawet na zaplecze. Ale była w błędzie. To nie coś ją powstrzymywało, lecz ktoś. Nie zdążyła się odwrócić i zobaczyć kto trzyma ją za ręce, bo uświadomiła sobie, że ktoś wbija jej w kark igłę. Nagle poczuła spływającą po jej ramieniu gorącą krew.
Obudziła się w miejscu, w którym było bardzo ciemno. Tylko z małego okienka na samej górze ledwie dolatywały maluśkie promienie słońca. Próbowała rozejrzeć się i skojarzyć miejsce, w którym się znajdowała. Niestety nie udało jej się wybadać, nie dlatego, że było ciemno, ale dlatego, że jej przeguby i kostki były skrępowane. Prawdopodobnie była to taśma, bo czuła, że jej skóra boli ją kiedy próbuje poruszyć ręką. Zdziwiło ją to, że nie miała zaklejonych ust. Może była na tyle daleko, że nie potrzeba było zaklejać jej buzi. Na tę myśl wzdrygnęła się na tyle mocno, żeby wyrwać sobie parę włosków z przegubów. Zastanawiała się czy jej rodzina zauważyła jej zniknięcie. Która właściwie była godzina? Minęła godzina, dzień a może tydzień? Nie wiedziała, ale wiedziała tyle, że jest w strasznym niebezpieczeństwie. Próbowała przypomnieć sobie całą sytuację przed znalezieniem się tutaj. Pamiętała, że spotkała szefa, który dziwnie czekał przed zapleczem, a dalej pustka. Normalnie urwał jej się film. Zawsze zastanawiała się, jak to jest nie pamiętać pewnego odcinka czasu w swoim życiu. Z pewnością stwierdza, że bardzo nie fajnie. To jest tak jakby iść do szkoły i obudzić się w kinie, nie wiedząc jak, z kim i gdzie. Przypominała sobie seriale i filmy, gdzie porwana osoba, zazwyczaj znaleziona martwą, nie wiadomo jak jest w jakiejś piwnicy, czy w laboratorium eksperymentów na żywych. Próbowała powstrzymać myśli, że to skończy się śmiercią, ale nie mogła. To samo wpadało jej do głowy. Nie panowała nad tym. Bała się, że za chwilę zobaczy nad sobą mordercę w kominiarce trzymającego w ręku nóż. I prawie tak się stało.
Usłyszała dźwięk otwieranego zamka i tylko czekała, aż jakiś psychopata wpadnie i ją zabije. Po otwarciu drzwi musiała zmrużyć oczy, bo wpadło mnóstwo światła, które automatycznie zamknęło jej powieki. Próbowała dojrzeć osobę, która weszła, ale usłyszała tylko niski, męski i stanowczy głos. Mówił jeden ale było ich kilku. Czuła ich wzrok na sobie. Nie wiedziała gdzie stoją, ale wiedziała, że stoją nad nią. A raczej wokół niej. Bała się, bo głos, który przemawiał nie dał jej się skupić na twarzach. Słyszała, że jest głupia i zasłużyła na to od samego początku. Jest niewdzięczna, samolubna i za bardzo dociekliwa. Usłyszała również, że skończy tak samo jak jej przyjaciółeczka i reszta naiwnych koleżków. Potem poczuła ponowne ukłucie, tym razem w ramię, i odpłynęła w krainę snów. Śniło jej się, że spotyka Monię. Jest bardzo szczęśliwa. Coś do niej mówi, ale nie może zrozumieć co. Słyszy tylko jakieś pojedyncze słowa: krew, śmierci, kawiarnia, Blake... To ostatnie słowo wzbudziło w niej strach ale i ciekawość. Co Blake ma wspólnego z krwią i śmiercią? Czyżby nie znała o nim całej prawdy? Nagle poczuła niesamowity ból dochodzący z rzeczywistości. Rozpoczynał się od kostek po samą głowę, lub też na odwrót, bo trudno było to stwierdzić w takim stanie w jakim była. Próbowała krzyczeć ale nie mogła. Tak jakby ktoś dosłownie zabrał jej struny głosowe i robił z niej kalekę, wiedząc, że jest bezbronna. Potem poczuła ukojenie, bo ta istota odeszła. Uświadomiła sobie, że krew spływa jej po nogach. Lecz coś było nie tak. Tak jakby robiło jej się słabo. Poruszyła nogami i przeraziła się na myśl co prawdopodobny zabójca zrobił jej z dolną częścią kończyny. Nie chciała na to patrzeć, bo wiedziała jaki widok ją czeka. Niestety ciekawość wzięła górę nad rozsądkiem i podniosła głowę, aby zobaczyć czy się nie myli. I miała rację. Jej noga została podłączona gumową rurką do zbiornika, w którym zbierała się jej krew. Na sam widok zemdliło ją. Pomyślała, że musi się stąd wydostać. Zaczęła poruszać się z całych sił.

                                                               Czy dobrze robi...
Koniec rozdziału 7