Po dotarciu do szpitala lekarze przewieźli ją na noszach do sali segregacji pacjentów. Została podłączona jej kroplówka i wstrzyknięte kilka zastrzyków. Wiedziała, że będzie bolało, jednak przewyższyło to rozpacz i jednocześnie złość na mamę, której przy niej nie było. Pytała się przybywających do niej lekarzy i pielęgniarek czy jej nie widzieli. Niestety nikt nie mógł jej pomóc. Jak to możliwe, że nie wiedzą gdzie jest ich pracownik, osoba, z którą pracowali od dawna. A może specjalnie powiedziała lekarzom, żeby oni nie mówili Oldze gdzie jest. Po dłuższym rozmyślaniu usłyszała pukanie do drzwi. Miała nadzieję, że za nimi stoi mama z młodszym bratem. Jak się okazało, myliła się. Była to główna z pielęgniarek. Przedstawiła się jako "ciocia Erytka". Zdziwiło ją to pieszczotliwe przezwisko. Zastanawiała się skąd pomysł na taki pseudonim. Może ma na imię Edyta i lubi frytki, albo... W sumie to nie było ważne ale zastanawiała się nad tym długo. Postanowiła zapytać się jej czy zna jej mamę. Była kobietą w średnim wieku, pewnie pracuje tu już parę lat i powinna znać taką sympatyczną i miłą osobę. Zapytała się czy wie gdzie może znajdować się jej mama. Zobaczyła w oczach cioci Erytki, że bardzo dobrze zna odpowiedź na to pytanie. Ku jej przypuszczeniom zdziwiła się na odpowiedź. Powiedziała, że jej mama tu nie pracuje i nigdy nie pracowała. Poczuła silny ucisk w żołądku i gardle. Nie mogła dopuścić do siebie informacji, że jej własna, nadto troszcząca się, matka okłamała ją w tak bezczelny i okrutny sposób. Myślała, że zna swoją matkę jak nikogo innego. Niestety myliła się. Jak to możliwe, że wcześniej się nie domyśliła. To właściwie kim była? Co robiła przez ten cały czas "ciężkiej pracy", kiedy do późna nie było jej w domu? Kiedy zadawała sobie te pytania coraz gorsze przychodziły jej na myśl scenariusze. Nagle przypomniało jej się, że miała zapytać jaką substancją została obezwładniona. Tak jak wcześniej przypuszczał ratownik był to chloroform. Zmniejsza on sprawność umysłową i powoduje utratę przytomności. Zgadzało się to ze skutkami jakie odczuła. Halucynacje pewnie też mogły wystąpić, ale mimo tego szyld nie dawał jej spokoju. Kiedy pielęgniarka miała wyjść przypomniało jej się, że miała jeszcze zapytać o przezwisko. Ciocia uśmiechnęła się i powiedziała, że jest to skrót od erytrocytów, czyli krwinek czerwonych. Zdziwiła się, a wtedy pielęgniarka sprostowała, że to dlatego, iż jest główną oddziałową. Ta ostatnia informacja rozwiała wszelkie wątpliwości. Kiedy opuściła pomieszczenie została sama ze swoimi przemyśleniami. Była ciekawa jak długo zamierzają ją tu trzymać. Chciała już wrócić do domu, aby móc rozwalić się plackiem na kanapie, włączyć telewizor i... Właśnie przecież w jej kąciku był telewizor. Postanowiła zawołać pielęgniarkę, aby włączyła jej "telepudło". Udało jej się dostatecznie głośno krzyknąć, aby przywołać kobietę, która posłusznie podała jej pilota. Nacisnęła czerwony guzik i ekran zabłysnął kolorowymi obrazami. Był włączony kanał z bajkami, ale nie zamierzała oglądać głupich kreskówek. Postanowiła być dojrzała i przełączyła na wiadomości, aby dowiedzieć się co ze sprawą morderstw. Ukazany był park, który kojarzył jej się bardzo źle, bo z Monią, Blake'iem i ciastkami. Pewne miejsce między drzewami otoczone było żółto- czarnymi taśmami policyjnymi. Domyślała się co tam się stało, lecz postanowiła poczekać na recenzję reportera znajdującego się na miejscu. Tak samo jak poprzednie zbrodnie ciało było pozbawione krwi. To nie robiło na Oldze już żadnego wrażenia. Ale coś było nie tak. Przecież Blake z tatą i resztą facetów siedzą w więzieniu, więc to nie mogli być oni. Zatem ich towarzysz, a raczej zastępca jest na wolności. Następnie reporter powiedział, że na miejscu zbrodni została zatrzymana kobieta o nazwisku Marta B. O Mój Boże! Przecież to matka Olgi. Opis zgadzał się z rzeczywistym wyglądem. Ale co ona tam robiła!
Czy mama Olgi ma coś wspólnego z zabójstwem...
Koniec rozdziału 9
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz