Niestety domek był już zajęty przez bawiące się w nim małolaty. To był jej ostatni pomysł na kryjówkę. Teraz nie wiedziała komu może ufać. Zobaczyła, że jej brat powoli odzyskuje przytomność. Cieszyła się, ale jednocześnie czuła niepokój, że zawiedzie skrzata w takim ważnym momencie w ich życiu. Postanowiła zdać się na mało pomysłowe rozwiązanie. W mieście był drugi plac zabaw wraz z domkiem. Może nie najlepszej jakości, ale to było jedyne miejsce gdzie mogła obmyślić dalszy plan. Z kłopotem zawróciła i udała się w kierunku placu zabaw. Niestety, aby się tak dostać należy iść wzdłuż ruchliwej ulicy. Spotkałoby się to z krzywym patrzeniem innych ludzi. Ale nie miała innego wyboru. Musiała się poświęcić dla siebie i dla brata. Kiedy opuściła teren parku z wielką niechęcią udała się w stronę ulicy. Po drodze wyobrażała sobie co myślą o niej ludzie. "Taka młoda, a już ma bachora", "Upiła dziecko i udaje dobrą opiekunkę". Z tym upiciem to dlatego, bo skrzat faktycznie wyglądał jakby przez kilka dni był na kacu. Kiedy byli w połowie drogi minął ich czarny Lexus. Z przodu siedziało dwóch ludzi. Z tyłu były przyciemniane szyby, więc nie mogła dostrzec nikogo. Pasażerowie auta zgodnie wodzili za nią wzrokiem do momentu zakrętu. Olgę przeszył nie miły dreszcz. A jeśli to Blood People, pomyślała. Postanowiła przyspieszyć. Już po dziesięciu minutach od tamtego zdarzenia była na placu zabaw. Tym razem domek był pusty, tak jak cała okolica. Odetchnęła z ulgą, bo w końcu jest sama z bratem. Piasek niestety nie pozwolił na swobodne dotarcie wózkiem do domku. Musiała sobie jakoś sama poradzić. Wzięła skrzata na ręce i szybko zaniosła go do kryjówki. Był na prawdę ciężki. Kiedy już wszystko się ułoży, ograniczy mu chipsów, coli i całej reszty sztucznych kalorii. Następnie wróciła po wózek kiedy chciała go złożyć coś ukuło ją w palec. Jak podniosła rękę zobaczyła, że sączy jej się krew. Na szczęście w spodniach miała jakąś chusteczkę, więc owinęła nią palec. Okazało się, że między materiałem a metalowym szkieletem wózka był mały nożyk, którego nie dawno uporczywie szukała jej mama. No właśnie, mama... Czy można ją tak nazwać? Postanowiła zostawić to na później. Usłyszała swojego brata, który powoli dochodził do siebie. Podbiegła do niego. Kiedy już do niego dotarła zobaczyła, że skrzat jest blady i wygląda jakby miał za chwilę zwymiotować. Miała rację. Odwróciła go na brzuch i młody wymiotował zwisając, prawie że, głową w dół po za domek. Postanowiła poklepać go po plecach, aby ułatwić mu sprawę i nagle poczuła coś pod swoimi palcami. Niestety to coś znajdowało się pod bluzką jej brata. Kiedy ją podwinęła przypomniała sobie filmy z podróżnikami kiedy to ludzie z innej cywilizacji dla upiększenia swojego ciała wszczepiali sobie małe implanty pod skórę. Nie przypominała sobie, aby jej bratu podobał się taki środek upiększający, wręcz przeciwnie, gardził nim. Zaczęła dotykać te miejsce, aby wyczuć coś. Po dłuższym przebadaniu uświadomiła sobie, że to coś pod skórą ma kształt malutkiego kwadratu. Przyszło jej do głowy, że to może być nadajnik z systemem nawigacyjnym GPS. Czyli to jednak byli ludzie z sekty... Szybko wzięła dopiero co znaleziony nóż i z wielkim obrzydzeniem i strachem postanowiła wydłubać nadajnik. Zrobiła małe nacięcie koło wypukłości i usłyszała głuchy jęk swojego brata. Spokojnie wytłumaczyła mu swoje zamiary i powiedziała, że to konieczne, aby Blood People się od nich odczepili. Z wielką niechęcią zgodził się na zabieg. Bolesny, ale ważny dla nich. Przedłużyła nacięcie i naciskała wokół wybrzuszenia aby wycisnąć nadajnik. Po wielkim cierpieniu udało jej się. Szybko zgniotła go kamieniem i daleko wyrzuciła. Zdjęła chusteczkę z palca i przyłożyła ją swojemu bratu na ranę. Na szczęście nie krwawiło tak mocno jak przypuszczała. Skrzat był spięty i to pewnie dlatego. Chciała na chwilę wyjść z domku, aby podnieść kocyk, który wypadł z wózka, aby okryć nim brata. Kiedy opuściła go przed sobą ujrzała wysoką postać.
Czy to Blood People...
Koniec rozdziału 12
Nominuję Cię do Liebster Blog Awards ]:->
OdpowiedzUsuńWięcej tutaj